Zapadły decyzje w trzech kluczowych sprawach [Ordo Iuris]

(Zastrzeżenie: poniższy tekst pochodzi z newslettera instytutu Ordo Iuris i jest tu zamieszczony za zgodą autorów)

 

Niemal dzień po dniu nasi adwokaci poznali decyzje sądów i prokuratury w trzech sprawach o ogromnym znaczeniu dla debaty publicznej w naszym kraju i powstrzymania kampanii nienawiści prowadzonej na coraz szerszą skalę przez lewicowych ideologów. Dwie z nich dotyczą obrony ludzi sumienia – prof. Bogdana Chazana i zwolnionego za cytowanie Biblii pracownika IKEI. Trzecia wiąże się z obroną wolności słowa – sąd uznał za bezpodstawne pozwy skierowane przeciwko obrońcom rodziny przez stowarzyszenie „Tolerado”.

Po czterech latach postępowania zwycięstwem naszych prawników i skazaniem autorki oszczerstw zakończyła się głośna sprawa absurdalnych, poniżających kłamstw, które na temat Pana Profesora Chazana rozpowszechniała Anna G. Była działaczka KOD twierdziła m.in., że lekarz rzekomo odmówił wykonania cesarskiego cięcia, co miał argumentować przykazaniami religijnymi. Efektem była publiczna nagonka przeciwko Profesorowi.

W tym samym czasie do sądu skierowany został akt oskarżenia wobec kierowniczki z Ikei, która zwolniła reprezentowanego przez naszych prawników pracownika koncernu meblowego tylko za to, że zamieścił na forum firmowym cytaty z Pisma Świętego dotyczące homoseksualizmu w odpowiedzi na akcję zorganizowaną przez koncern zatytułowaną „Włączenie LGBT+ jest obowiązkiem każdego z nas”.

Sukcesem jest też decyzja Sądu Okręgowego w Gdańsku, który oddalił pozew zrzeszającego działaczy politycznych LGBT stowarzyszenia Tolerado. Żądali oni zakazu prowadzenia kampanii społecznej ukazującej związki między homoseksualnym stylem życia a pedofilią.

Każda z tych spraw ma nie tylko znaczenie indywidualne, ale ogromny wpływ na granice debaty publicznej w naszym kraju. Nie możemy pozwolić, by zdominowały ją kłamstwa, a obrońcy wartości bali się zabrać głos w obawie przed represjami.

Widzimy jednak, że skrajni ideolodzy nie ustają w działaniach nakierowanych na narzucenie politycznego dyktatu. Nie wahają się uderzyć w to, co dla ogromnej części Polaków jest święte. W ostatnich dniach widzieliśmy profanację figury dźwigającego krzyż Chrystusa przed bazyliką św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu.

Oczywiście bez chwili zwłoki podjęliśmy interwencję – do prokuratury już trafiło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa obrazy uczuć religijnych. Będziemy pilnować, by sprawcy przestępstwa nie uniknęli kary. Oferujemy również naszą pomoc wszystkim ofiarom przemocy motywowanej ideologią LGBT.

Teraz przed nami nie tylko dalsze etapy wszystkich tych postępowań, ale i kolejne sprawy związane z agresywnymi atakami, których dopuszczają się aktywiści LGBT pod pozorem walki o swoiście rozumianą „tolerancję”.

Nie mam wątpliwości, że ich ofensywa nadal będzie przybierać na sile. Zapowiedzieli to zresztą wyraźnie w swojej deklaracji wyrażonej w mediach po profanacji figury Chrystusa przy Krakowskim Przedmieściu: Tak długo jak flaga będzie kogoś „gorszyć” i będzie „niestosowna”, tak długo uroczyście przyrzekamy – prowokować.

Eskalacja ataków na kulturę i religię, normalizacja aktów przemocy i wulgarnych zniewag, wreszcie ograniczanie wolności religijnej pod naporem ideologii LGBT muszą spotkać się ze zdecydowaną reakcją prawną. Ufam, że dzięki naszym Darczyńcom pilna i skuteczna odpowiedź prawna będzie możliwa.

 

Wierutne kłamstwo powielone przez media

Zacznę od najgłośniejszego postępowania. Za sprawą mediów, które prześcigały się w powielaniu kłamstw Anny G. na temat prof. Chazana, temat zyskał krajowy rozgłos.

W kłamliwym wpisie zamieszczonym na Facebooku w 2016 roku była działaczka KOD przedstawiająca się jako dziennikarka twierdziła, że 12 lat wcześniej prof. Chazan, który był wówczas dyrektorem Szpitala św. Rodziny w Warszawie, miał rzekomo odmówić jej cesarskiego cięcia z powodów religijnych. „To jest wbrew przykazaniom” – przywoływała zupełnie zmyślone słowa Profesora Anna G., ordynarnie go przy tym obrażając.

 

Absurdalne zarzuty

Internautka bez żadnych skrupułów snuła dalej swoją kłamliwą historię – twierdziła, że ten ceniony warszawski ginekolog przestał wbrew wskazaniom medycznym nastawać na to, by urodziła syna siłami natury dopiero, gdy odwiedziła ją przyjaciółka, która z kolei prosto w oczy oskarżyła lekarza o dokonanie nielegalnej aborcji na jej dziecku dwa lata wcześniej.

Choć były to ewidentne kłamstwa, „Gazeta Wyborcza” i inne media gorliwie cytowały post Anny G., przeprowadzały z nią wywiady, prosiły o komentarz, obnażając przy tym brak elementarnego warsztatu dziennikarskiego nakazującego weryfikację przekazywanych informacji. Niektóre nazywały ją wręcz „rzeczniczką setek Polek skrzywdzonych przez klauzulę sumienia”.

– To kompletny absurd. Nie wiem, jaki związek ma religia z cesarskim cięciem – wspominał prof. Chazan w wywiadzie udzielonym z okazji pięciolecia istnienia Ordo Iuris. – Jako dyrektor szpitala nie podejmowałem decyzji dotyczących konkretnych pacjentek na sali porodowej. Mimo że to zupełnie nieprawdopodobna, całkowicie wyssana z palca historia, została przyjęta przez środowiska lewicowe i feministyczne z wielkim aplauzem.

 

W obronie prawdy

Nasi prawnicy od samego początku zaangażowali się w tę sprawę. Był to kolejny proces, w którym reprezentowaliśmy Pana Profesora, po toczącym się już od sześciu lat postępowaniu związanym z niesłusznym zwolnieniem z funkcji dyrektora szpitala przy Madalińskiego, a także po wygranych sprawach z byłym premierem Leszkiem Millerem i Piotrem Ikonowiczem. Politycy musieli przeprosić ginekologa za nienawistne, obraźliwe epitety, którymi zaatakowali go na fali nagonki rozpętanej przeciwko niemu po tym, gdy skorzystał z konstytucyjnego prawa do sprzeciwu sumienia i odmówił aborcyjnego uśmiercenia dziecka.

Proces dotyczący zniesławienia przez Annę G. Pana Profesora toczył się od blisko czterech lat. Nie bez wpływu na wydłużenie postępowania był fakt, że oskarżona przez prawie dwa lata sabotowała wezwania sądu i nie stawiała się na rozprawach. Dopiero w listopadzie 2018 r. sąd uwzględnił nasz wniosek i nakazał przymusowe doprowadzenie kobiety przez policję, aby móc odczytać jej akt oskarżenia i rozpocząć w końcu przewód sądowy.

 

Sąd zgadza się z Ordo Iuris

Po trwającym dwa kolejne lata postępowaniu Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa wydał wyrok. Podzielił argumentację naszych prawników i uznał, że Anna G. swoimi kłamstwami zniesławiła Pana Profesora i naraziła go na utratę zaufania niezbędnego do wykonywania zawodu lekarza i nauczyciela akademickiego, a wyzwiskami – znieważyła go.

Za te przewinienia sąd wymierzył Annie G. łączną karę ograniczenia wolności w postaci prac społecznych przez rok i trzy miesiące w wymiarze 30 godzin miesięcznie, a także zobowiązał ją do zamieszczenia przeprosin i wpłaty 1000 zł zadośćuczynienia na organizację Matercare International Polska. Zapowiedziano również, że wyrok zostanie podany do publicznej wiadomości.

 

Sąd przyznaje: to była nieprawda

Sędzia nie miała wątpliwości, że Anna G. posłużyła się kłamstwem. Proszę sobie wyobrazić, że przez tyle lat trwania procesu nie zdołała przedstawić ani jednego świadka, który potwierdziłby jej relację! I to mimo że – jak podkreślała sędzia w  ustnym uzasadnieniu wyroku – sąd w daleko idący sposób szedł jej na rękę, wydłużając czas postępowania. – Nie zmaterializowała się również koleżanka – wskazywał sąd, nawiązując do relacji o przyjaciółce, która rzekomo miała odwiedzić Annę G. w szpitalu.

Zamiast tego Anna G. składała wnioski dowodowe zupełnie niezwiązane z procesem, np. na temat rzekomo trudnych… relacji sąsiedzkich Pana Profesora.

Jednym słowem: nie znalazł się nikt, kto potwierdziłby relację kobiety. – Można mieć inne zdanie, nie zgadzać się z poglądami, ale trzeba pisać o prawdziwych zdarzeniach, nie obrażając nikogo – w ten sposób sędzia uzasadniała wydany wyrok.

Sędzia podkreśliła również, że na wymiar kary miał wpływ fakt, że Anna G. nie wykazała żadnej skruchy, a także to, że była w przeszłości karana za podobne przestępstwa.

Oczywiście relacji z wyroku próżno szukać na łamach „Gazety Wyborczej”, NaTemat.pl czy Oko.press…

 

Organizacja LGBT przegrywa z Ordo Iuris

W tym samym czasie osiągnęliśmy inny ważny sukces – Sąd Okręgowy w Gdańsku oddalił pozew Stowarzyszenia Tolerado podzielając zdanie prawników Ordo Iuris. Roszczenia, z którymi wystąpiła ta organizacja promująca ideologię LGBT, uznano za całkowicie bezpodstawne – a nie podobała jej się kampania społeczna na temat zwalczania pedofilii.

Aktywiści LGBT zrzeszeni w stowarzyszeniu uznali, że ciężarówka oklejona materiałami informacyjnymi na temat skali zjawiska pedofilii wśród osób prowadzących homoseksualny tryb życia, nazwana przez nich „homofobusem”, rzekomo narusza dobra osobiste stowarzyszenia. Argumentowali, że obraża ona wszystkie osoby o skłonnościach homoseksualnych i każda z nich może wystąpić do sądu.

 

Próba wprowadzenia lewicowej cenzury

Było dla mnie jasne, że w ten sposób Tolerado chce zakneblować usta wolontariuszom fundacji i przykryć niewygodne dla ideologów fakty.

Żądali oni zakazu prowadzenia kampanii o homoseksualnej pedofilii, a także przeprosin i 75 tysięcy złotych zadośćuczynienia. To bardzo wysoka kwota, która jednocześnie z uwagi na wiążącą się z nią wysoką kilkutysięczną opłatę sądową powodowałaby znaczne koszty postępowania, gdyby proces został przegrany. Nie mam wątpliwości, że również groźba wysokich odszkodowań ma odstraszyć przed mówieniem prawdy o homoseksualnej pedofilii.

Dlatego niezwłocznie zaoferowaliśmy pomoc prawną pozwanej Fundacji Pro, która zorganizowała akcję informacyjną.

Już w odpowiedzi na pozew przygotowanej w imieniu fundacji wykazaliśmy, że autorzy kampanii nie uczynili nic innego jak skorzystanie z wolności słowa gwarantowanej art. 54 Konstytucji RP oraz art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a polskie prawo zakazuje stosowania cenzury prewencyjnej. Nie bez znaczenia była również waga społeczna poruszanego tematu.

 

Nie ma podstaw do ochrony dóbr osobistych

Przede wszystkim jednak wykazaliśmy, że Tolerado nie ma prawa powoływać się na ochronę dóbr osobistych, bo przysługują one wyłącznie indywidualnej osobie jako adresatowi danej wypowiedzi.

Abstrahując już od tego, że stowarzyszenie nie pokusiło się nawet o stwierdzenie, jakie konkretnie dobra osobiste miałyby rzekomo zostać naruszone przez ukazywanie prawdy o pedofilii, udowodniliśmy, że osoby prowadzące homoseksualny styl życia nie stanowią zindywidualizowanej grupy, której przysługuje ochrona w tym zakresie.

Wykazaliśmy ponadto, że dane dotyczące homoseksualizmu czy związku między polityczną ideologią LGBT a pedofilią, na które powołuje się fundacja w ramach kampanii „Stop Pedofilii”, takie jak informacje o dużej skali molestowania seksualnego dzieci wychowywanych przez osoby tej samej płci czy fakt, że przeważająca liczba przypadków zachorowań na AIDS dotyczy osób prowadzących homoseksualny tryb życia oparte są na ogólnodostępnych badaniach naukowych, m.in. ustaleniach prof. Marka Regnerusa czy Center for Disease Control and Prevention. Zakaz powoływania się na nie stanowiłby z kolei nie tylko nieuzasadnione ograniczenie wolności słowa, ale i złamanie art. 73 konstytucji mówiącego o wolności badań naukowych i prezentowania ich wyników.

Pierwszym sukcesem w tej sprawie była niezgoda sądu na udzielenie zabezpieczenia, czyli zakazu prezentowania faktów o pedofilii w czasie trwania postępowania, czego domagało się Tolerado.

Sąd w pełni podzielił nasze stanowisko, uznając, że dobra osobiste stowarzyszenia nie mogły zostać naruszone, skoro prezentowane przez fundację treści nie odnosiły się do niej ani wprost, ani nawet pośrednio.  To, że organizacja działa na rzecz ruchu politycznego LGBT, nie oznacza, że ma prawo występować „w imieniu bliżej niesprecyzowanej grupy osób nieheteroseksualnych”.

Gdański sąd oddalił w całości powództwo Tolerado i zasądził pokrycie przez to stowarzyszenie kosztów procesu.

To bardzo ważne zwycięstwo. Podobnie jak w przypadku dziesiątek wygranych postępowań prowadzonych w imieniu wolontariuszy pro-life obwinianych o „czyny nieobyczajne” w związku z prezentowaniem banerów ukazujących prawdę o aborcyjnym zabójstwie, również teraz skutecznie zainterweniowaliśmy w obronie wolności słowa. Zablokowaliśmy ponadto próbę stworzenia precedensu polegającego na zmianie koncepcji indywidualności naruszenia dóbr osobistych oraz wyeliminowania z dyskusji jednej ze stron.

 

Rusza proces w sprawie Ikei

Informacje o sukcesach procesowych naszych prawników reprezentujących prof. Chazana i Fundację Pro-Prawo do Życia zbiegły się w czasie z wiadomością o akcie oskarżenia skierowanym przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga przeciwko kierowniczce z Ikei, która zwolniła jednego ze sprzedawców za cytowanie na pracowniczym forum fragmentów Pisma Świętego mówiących o homoseksualizmie. Przypomnę, że wpis Pana Tomasza, który powołał się na biblijne nauczanie, był reakcją na natarczywą promocję ruchu LGBT przez szwedzki koncern meblowy.

Teraz kierowniczka odpowie przed sądem za ograniczanie praw pracowniczych ze względu na wyznanie. Prawnicy Instytutu, którzy reprezentują sprzedawcę – Pana Tomasza – również w głośnym procesie przeciwko Ikei dotyczącym odwołania od wypowiedzenia umowy o pracę z uwagi na światopogląd oraz wyznanie pracownika, będą, obok oskarżyciela publicznego, domagać się w imieniu pokrzywdzonego sprzedawcy adekwatnej reakcji karnej ze strony wymiaru sprawiedliwości na dyskryminację pracownika.

 

Przed nami kolejne batalie sądowe

Zwycięstwa przed gdańskim i warszawskim sądem nie kończą jednak tych dwóch procesów, gdyż oba orzeczenia nie są prawomocne. Choć w sprawie Prof. Chazana stanowisko sądu było wprost miażdżące dla Anny G., złożyła ona zapowiedź apelacji, więc spodziewam się, że sprawa trafi do Sądu Okręgowego.

Za wygraną nie daje również Tolerado. Mimo że sąd nie miał wątpliwości, że polskie prawo nie pozwala, by członkowie stowarzyszenia domagali się ochrony dóbr osobistych tylko dlatego, że są aktywistami LGBT i odnoszą do siebie ogólne informacje dotyczące pedofilii, stowarzyszenie zapowiada zaskarżenie decyzji sądu o oddaleniu powództwa.

Dlatego dziś jest już niemal pewne, że przed nami kolejne rozprawy w obu postępowaniach.

Wiele pracy nasi adwokaci będą musieli włożyć również w ruszający głośny proces w sprawie Ikei. Jako pełnomocnicy Pana Tomasza będziemy uczestniczyć w nim w roli oskarżyciela posiłkowego.

Zaangażowania naszych prawników będzie również wymagało postępowanie, które zainicjujemy wobec aktywistów LGBT profanujących tak drogą nie tylko warszawiakom, ale i wielu Polakom figurę Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu. Zrobimy wszystko, by stanęli przed sądem i odpowiedzieli za akt przemocy, którego się dopuścili.

Wszystkie te działania będą wymagały wiele pracy i znacznych nakładów. Mam nadzieję, że dzięki naszym Darczyńcom będziemy mogli nadal bronić ludzi sumienia. Proszę pamiętać, że możemy działać wyłącznie dzięki ludziom dobrej woli, którzy tak jak my dostrzegają potrzebę zdecydowanej reakcji na zło, pogardę i nienawiść.


Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców.